To co lubię...

Prezentujemy poezję uczennicy Augustowskiego Centrum Edukacyjnego.

SYLWIA URBANIK to miła i wrażliwa osoba, a jaka jest jej poezja? Oto ona:

* * * 

Beztroskie uliczki
Dziecięce marzenia
Istnieją na skraju tego cienia.
Nieśmiałe, radosne,
Zupełnie jak pąki kwiatów na wiosnę.

Beztroskie uliczki
Dziecięce marzenia
Odległe, dalekie na skraju pamięci
Wielkie maleńkie troski dziecięce.

Moment wieczności

                                                               Pamięci W. M.

I w jednej chwili wszystko stało się jasne
Jakby po długiej nocy nastał dzień.
I w jednej chwili pojął - kim jest, czym jest i po co jest.
W jednej chwili wszystkie ważne sprawy przestały nimi być
Odlatywał... poza granice świadomości, biały ptak.
 

 Gdy już tam się znalazł,
Poczuł nieopisaną radość, harmonię i szczęście.
Zapomniał - co to ból, strach i lęk.
Nie istniały dla niego pojęcia: zło, smutek, żal.
Nie rozróżniał rzeczy  materialnych.
 

 Wszystko było tam całością, spójną i jednolitą.
Muzyka była ciszą, kolor przestrzenią .
Nic tu nie miało końca i początku.
I w jednej chwili zrozumiał, że życie zaczyna się tu.
Bez wojen, bez chorób, bez bólu.

***

Żyją wciąż we mnie, lecz już nie rumiane
I już nie czyste jak kryształ, nie szklane...
Beztroskie  uliczki - już nie istnieją
Dziecięce marzenia - obrócone w gruz
Odległe dalekie - już zapomniane
Teraz już wiem, że się nie spełniają...

Moje uliczki dziecięce przegrane
Moje marzenia beztroskie, ulotne
Kropelki niewinne, dziecinne i piękne
Żałosne i marne, tak małe, tak wielkie.

Błędne, beztroskie uliczki dziecięce...
Wielkie, maleńkie troski zaklęte...

 

  Siłacz 

  Codziennie ją przy nim widziałam, z każdym dniem większą
Pochyloną, z uśmiechem zła czyhającą - aż się podda.
Jej zimny chłód przenikał pokój, porażał swym lodowym  tchem.
Krok w krok- chodziła za nim,
Nawet gdy spał, czuwała - jak szakal.
Odbierała mu władzę nad ciałem.
Robił się nikły, mały, milczący - wydzierała go z rąk...
 

A on był silny i twardy - jak głaz.
Walczył do utraty tchu.
Był potężny i słaby za razem.
Był tak wielki i za razem tak mały.
Nawet, gdy nie miał siły unieść ręki,
Pewne było, że się nie podda - bez walki.
Nawet, gdy spojrzała mu prosto w oczy i z parszywym  uśmiechem  triumfu  syknęła  -

  „Jesteś mój”
   - był dzielny.
Do końca.
Do ostatnich chwil.
Do ostatniej  minuty.
Był dzielny... 
 

Wygrał.

 

Dziadkowi - Sylwia